Od 6 lat używam zegarka Garmin do biegania.. Najpierw Vivosmart HR, a teraz Forerunnera 245 music. Czaję się pomału, by kupić 255 music, ale póki ten jeszcze działa bez zarzutu to presji nie ma.. Skończyłam biegi zombie na 5k i wrzuciłam plan treningowy na 10k. Z garmina właśnie - mając te zegarki można bezpłatnie korzystać z trzech rodzajów planów treningowych od 3 znanych trenerów. Algorytm adaptuje plan do postępów w oparciu o założenia danego trenera.
W sobotę wykonałam bieg testowy, aby program widział pracę mojego serca oraz tempo i kadencję. Po nim zaś poszłam dalej w teren i zrobiłam sobie interwały. Dla siebie, bo te 5 min benchmark run to takie nic, nie warto się ubierać dla 5 min biegu.
Pogoda była słoneczna i bezwietrzna. 25 stopni. Nasmarowałam się kremem z filtrem i poszłam na godzinkę na zewnątrz. To wystarczyło, abym dostała bólu głowy, który czuję dziś - dwa dni później. Ja i lato to zła kombinacja.
Wczoraj wypadł mi pierwszy trening tego planu - bieg z odwrotnie ułożonym tempem. Zaczyna się wolno i biegnie coraz szybciej. Niestety podobnie jak dzień wcześniej - bolała mnie głowa i ani paracetamolem, ani ibuprofeem ani ketonalem nie potrafię tego zbić. Piję wodę, nawet uzupełniłam sól i nic. Więc z bólem głowy poszlam zrobić ten negative split run.
Po dwóch milach miałam już dość. Czułam, że jeśli nie zwolnię to ból głowy się pogorszy - a i tak sobotni wieczór przeleżałam w łóżku z zasuniętymi roletami. Przeszłam więc do marszu i miałam wrażenie, że tętno wcale mi się nie uspokaja. Próbowałam cośtam dobiec do mety, ale bez powodzenia. Tylko najszybszy odcinek ostatnich 400m przycisnęłam. Normalnie jeszcze truchtam do domu, ale tym razem postanowiłam po prostu iść.
Wieczór spędziłam z Ukochanym. Nie nadawałam się do niczego i gdzieś między tabletkami udało mi się choć kilka odcinków Umbrella Academy z nim zobaczyć. Jednak w nocy nie mogłam spać. Siedziałam z książką Anji Rubik i zabijałam czas. Potem poszłam i siedziałam do 1 w nocy i rozpisywałam nowy planer. Używam planerów szkolnych jako dzienników. Spisuję emocje, wydarzenia, swoje uwagi. Trochę pomaga rozsupłać myśli.
Rozpisuję sobie też progresy i plany w nich. Odchudzanie stoi niezmiennie od lat ;)
Trochę mnie przeraziło - kiedy ostatni raz miałam wagę, którą uznawałam za dobrą dla mnie. Jezu! to już lata temu! Niech to posłuży jako motywacja.
Dziś w planach spacer z koleżanką, ćwiczenia na macie oraz ogarnięcie dzienniczka treningowego. Jak się uda znaleźć czas - bo chcę zdjąć żele i zrobić nowe - to wyjść pobiegać. Mam jeszcze kilka dni apkę do biegów zombie na 10k to bym sobie włączyła jakiś trening do posłuchania czy coś...
Jutro wracam do pracy z urlopu. Jestem ciekawa, co się pozmieniało. Mój kolega został sam na dziale, więc znając życie będzie miał dużo do opowiedzenia. Szykujemy się do dużego eksperymentu z nowymi odmianami kwiatów, więc jestem ciekawa jak to się rozwija. Zostawiłam go też, idąc na urlop, z listą kwiatów do wąchania. Ciekawe jak tam nasze nowe pachnące odmiany. Cieszę się, że nie musiałam tej listy dokańczać, bo faktycznie odkąd poszłam na urlop, nie mam objawów alergii. Trochę dupa być uczulonym na pracę, ale czasem tak już jest. Dwa tygodnie bez łaskotania w uszach i gardle, jupi!
Mąż pojechał na zakupy - nie wiem, co chcę jeść po pracy. Będę miała do zagospodarowania około 1000 kcal, więc coś się znajdzie. Do pracy będę zabierać sałatkę z kozim serem i kuskusem. Kanapka z jajkiem po racy na obiad - na ciepło z majonezem lub heks'n'kaas to jakieś 950 kcal. Sałatka to 350 kcal. Brakuje jeszcze jakies 400-500 kcal do zjedzenia. Trzeba to ogarnąć. Mleko w kawie zbożowej... może jakiś słodycz?