Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 182338
Komentarzy: 5445
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 22 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 76.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lipca 2022 , Komentarze (15)

Od 6 lat używam zegarka Garmin do biegania.. Najpierw Vivosmart HR, a teraz Forerunnera 245 music. Czaję się pomału, by kupić 255 music, ale póki ten jeszcze działa bez zarzutu to presji nie ma.. Skończyłam biegi zombie na 5k i wrzuciłam plan treningowy na 10k. Z garmina właśnie - mając te zegarki można bezpłatnie korzystać z trzech rodzajów planów treningowych od 3 znanych trenerów. Algorytm adaptuje plan do postępów w oparciu o założenia danego trenera. 

W sobotę wykonałam bieg testowy, aby program widział pracę mojego serca oraz tempo i kadencję. Po nim zaś poszłam dalej w teren i zrobiłam sobie interwały. Dla siebie, bo te 5 min benchmark run to takie nic, nie warto się ubierać dla 5 min biegu. 

Pogoda była słoneczna i bezwietrzna. 25 stopni. Nasmarowałam się kremem z filtrem i poszłam na godzinkę na zewnątrz. To wystarczyło, abym dostała bólu głowy, który czuję dziś - dwa dni później. Ja i lato to zła kombinacja.

Wczoraj wypadł mi pierwszy trening tego planu - bieg z odwrotnie ułożonym tempem. Zaczyna się wolno i biegnie coraz szybciej. Niestety podobnie jak dzień wcześniej - bolała mnie głowa i ani paracetamolem, ani ibuprofeem ani ketonalem nie potrafię tego zbić. Piję wodę, nawet uzupełniłam sól i nic. Więc z bólem głowy poszlam zrobić ten negative split run.

Po dwóch milach miałam już dość. Czułam, że jeśli nie zwolnię to ból głowy się pogorszy - a i tak sobotni wieczór przeleżałam w łóżku z zasuniętymi roletami. Przeszłam więc do marszu i miałam wrażenie, że tętno wcale mi się nie uspokaja. Próbowałam cośtam dobiec do mety, ale bez powodzenia. Tylko najszybszy odcinek ostatnich 400m przycisnęłam. Normalnie jeszcze truchtam do domu, ale tym razem postanowiłam po prostu iść.

Wieczór spędziłam z Ukochanym. Nie nadawałam się do niczego i gdzieś między tabletkami udało mi się choć kilka odcinków Umbrella Academy z nim zobaczyć. Jednak w nocy nie mogłam spać. Siedziałam z książką Anji Rubik i zabijałam czas. Potem poszłam i siedziałam do 1 w nocy i rozpisywałam nowy planer. Używam planerów szkolnych jako dzienników. Spisuję emocje, wydarzenia, swoje uwagi. Trochę pomaga rozsupłać myśli.

Rozpisuję sobie też progresy i plany w nich. Odchudzanie stoi niezmiennie od lat ;) 

Trochę mnie przeraziło - kiedy ostatni raz miałam wagę, którą uznawałam za dobrą dla mnie. Jezu! to już lata temu! Niech to posłuży jako motywacja.

Dziś w planach spacer z koleżanką, ćwiczenia na macie oraz ogarnięcie dzienniczka treningowego. Jak się uda znaleźć czas - bo chcę zdjąć żele i zrobić nowe - to wyjść pobiegać. Mam jeszcze kilka dni apkę do biegów zombie na 10k to bym sobie włączyła jakiś trening do posłuchania czy coś...

Jutro wracam do pracy z urlopu. Jestem ciekawa, co się pozmieniało. Mój kolega został sam na dziale, więc znając życie będzie miał dużo do opowiedzenia. Szykujemy się do dużego eksperymentu z nowymi odmianami kwiatów, więc jestem ciekawa jak to się rozwija. Zostawiłam go też, idąc na urlop, z listą kwiatów do wąchania. Ciekawe jak tam nasze nowe pachnące odmiany. Cieszę się, że nie musiałam tej listy dokańczać, bo faktycznie odkąd poszłam na urlop, nie mam objawów alergii. Trochę dupa być uczulonym na pracę, ale czasem tak już jest. Dwa tygodnie bez łaskotania w uszach i gardle, jupi!

Mąż pojechał na zakupy - nie wiem, co chcę jeść po pracy. Będę miała do zagospodarowania około 1000 kcal, więc coś się znajdzie. Do pracy będę zabierać sałatkę z kozim serem i kuskusem. Kanapka z jajkiem po racy na obiad - na ciepło z majonezem lub heks'n'kaas to jakieś 950 kcal. Sałatka to 350 kcal. Brakuje jeszcze jakies 400-500 kcal do zjedzenia. Trzeba to ogarnąć. Mleko w kawie zbożowej... może jakiś słodycz?

24 lipca 2022 , Komentarze (7)

Jak wspominałam - w sobotę tydzień temu wróciłam do domu  wycieczki rowerowej. Przejechałyśmy z przyjaciółką 480 km rowerami w tydzień. Wróciłam z wagą mniejszą [niewiele] niż wyjechałam. Od tamtej pory zaczął się festiwal jedzenia. Nie mam wszystkich zdjęć ale po kolei.

W sobotę czekał na nas obiad. Carpaccio z buraka i polędwiczki wieprzowe z pieczonymi ziemniakami.

W niedzielę wpadli goście. Mąż zrobił smażony makaron z kurczakiem w jogurtowym sosie czosnkowym, ale że goście zapchali się arbuzem i kiwi - było gorąco - oraz deską serów to obiad został na dzień później. Ja jednak wciągnęłam sporo piwa i sera i owoców.

W poniedziałek więc zjedliśmy ten smażony makaron, a we wtorek upiekłam zawijasa z lidla - kilogramowe ciasto filo z nadzieniem serowo szpinakowym. 

W środę były krewetki i świeżo upieczony chleb. Mąż sam piekł. 

W czwartek mąż zrobił parówki w cieście filo i dużo sosu czosnkowego, a później jeszcze pizzerinki upiekł.

Piątek zaczęliśmy od kanapek z awokado, serem dojrzałym i zieleniną. Potem mąż zrobił krem z pieczonych pomidorków koktajlowych.

Na kolację zaś spaghetti, które mąż zrobił sobie tydzień wcześniej, jak byłyśmy na rowerach, ale tak mu sos dobry wyszedł, że zamroził dla nas porcję. Było naprawdę wspaniale.

W sobotę zaś - w dniu wyjazdu przyjaciółki - mąż zrobił zapiekankę langedijkową. Langedijk to gmina w Holandii, która słynie z uprawy kapusty, więc ich zapiekanka zawiera dwie główki kapusty. Mam jeszcze jedną porcję na dziś.

Wczoraj pierwszy raz - choć wcześniej nie liczyłam dokładnie kcal, tylko wklepywałam w myfitnesspal 3500 kcal orientacyjnie - w tym tygodniu miałam deficyt kcal. 1500 ponad kcal zjedzonych. Uff - wreszcie. aga 73,2 kg - czas wrócić do 70.0 i odchudzać się dalej!

23 lipca 2022 , Komentarze (16)

Waga leci w górę jak głupia. Na rowerach nie przytyłam, ale od tego czasu mam mix kuchni męża, Boże jk on świetnie gotuje, i słodyczy jedzonych do maratonów filmów i seriali.


Ruch też jest ale nie tak dużo. Odbija się to na kondycji brzucha i wadze. Wczoraj były kajaki i trzecie w tym tygodniu lody. 


Strach się bać co by było, gdyby przyjaciółką została w Holandii 3 tygodnie. Dziś już się zaczynam pilnować. 

22 lipca 2022 , Komentarze (3)


Zaliczyliśmy dni folkloru w Schagen. Co czwartek odbywa się jakaś tematyka. Wczoraj były stroje. 


Mialam wczoraj biegać. Zamiast tego cały dzień oglądałam filmy i seriale z przyjaciółką. Padało. Nawet nie przesadziłam roślin. A mam takie ładne kolorowe doniczki przygotowane. Wszystko moklo w ogrodzie. 


Kupiłam sobie alstromerie w doniczce. Wygląda okropnie, bo jest stara I przerośnięta. Jednak kto wie, jak zadbać o nią, wie, że to duży potencjał. Dziś ją potne i dam przyjaciółce do Polski. Jutro wraca. 


Dziś jeszcze kajaki. 

19 lipca 2022 , Komentarze (6)

Dzięki za komentarze pod postem wczorajszym.. Nie -planuję w tym roku więcej takich wyczynów i zostało mi czekanie na kolejny urlop. Ale najpierw niech jeden się skończy ;)

Zaczynam znów biegać, ale nogi jeszcze nie wróciły do siebie po pedałowaniu. Ponadto upały i duszne powietrze obecnie mamy, Nic nie ułatwia. Ale nic to - damy radę.

Zrobiłam skan ciała i wyszło, że w pasie jest mnie mniej. 

Dziś chcę wykopać resztę tulipanów, ma być 34 stopnie Celsjusza, więc muszę się szybko ogarnąć. Mam już bikini i lecę zaraz do ogrodu. W domu pachnie liliami, bo jedna z kwitnących w ogrodzie pachnie.

18 lipca 2022 , Komentarze (13)

W 7 dni objechałyśmy jezioro Ijsselmeer [dawne Morze Południowe] na rowerach. Zapakowane byłyśmy do granic możliwości. Rowery elektryczne są bardzo ciężkie same w sobie [30kg] i do tego pełne sakwy, plecaki, zapasy wody oraz śpiwory.

Pierwszego dnia jechałyśmy dwuetapowo - zapora Afsluitdijk jest obecnie w remoncie - już dwa lata - i ścieżka rowerowa jest nieprzejezdna. Jest podstawiony autobus, w który można spakować rowery i oszczędzić sobie trochę czasu wioząc samemu rowery. 32km dalej droga była już przejezdna.

Po drugiej stronie zapory byłyśmy już w jakby innej Holandii. Dominował język fryzyjski na tabliczkach i na ulicy. Podwójne znaki drogowe, witające gości, tablice informacyjne. W języku holenderskim i fryzyjskim. Zupełnie też inna zabudowa i drogi. 

Drugiego dnia ruszyłyśmy dalej przez Fryzję.

Trzeci dzień prowadził już przez trzy prowincje - z Fryzji przez Overijssel do Flevoland.Trasa wygląda na trochę błądzenie, ale jechałyśmy zdefiniowaną trasą, która jest bardzo widowiskowa i gdyby skracać drogę to nie wjechały byśmy ani do ładnych wiosek i miasteczek, ani nie widziały rezerwatów przyrody, jedynych w okolicy bunkrów, domów, które były samotnymi wyspami, a po osuszeniu morza są stałym lądem itp...

Poniżej wizualizacja, że dany dom i jego kamienne wzniesienie były kiedyś otoczone wodą - szkoda, że nie przebija ten dom przez ten rysunek na szkle.

Odwiedziłyśmy - już spacerem - miasteczko Urk, które kiedyś było wyspą. Zrobiłam zdjęcie dla moich kolegów, ponieważ żartem wewnętrznym Holandii jest, że Urk to straszne miejsce i lepiej go unikać. Zaściankowe, religijne, nieprzyjazne ludziom z zewnątrz. Mi się podobało - głownie za sprawą kolacji z 4 świeżych ryb, które tam udało nam się dostać w restauracji. 

Czwartego dnia wzięłyśmy prom by dotrzeć do naszego kolejnego noclegu - znajdował się on w bliskim sąsiedztwie parku rozrywki Walibi World. Tu miałyśmy trochę gorsze warunki do spania - prysznic był campingowy w namiocie, toaleta w stodole,, przez którą trzeba było się najpierw przedostać labiryntem drzwi.

Piątego dnia wzięłyśmy 3 promy - najpierw by wrócić z polderu flevoland na stały ląd - polder ten został sztucznie utworzony na dnie morza 60 lat temu. Tam gdzie kiedyś była woda - Holendrzy zbudowali sobie całe województwo - drogi, miasteczka, szkoły, miejsca pracy - duże połacie pól uprawnych.

Nasze trzy promy to były 2 kursujące regularnie promy wożące turystów i mieszkańców oraz jeden prom turystyczny - który trzeba było samemu umieć obsłużyć. Te lubię najbardziej.

Szóstego dnia musnęłyśmy Amsterdam. Na szczęście obyło się bez wjeżdżania do miasta. Jedynie obwodnice rowerowe ponad autostradami.

Zatrzymałyśmy się na noc w pięknie położonym farmhousie u dwóch bardzo miłych facetów. Stamtąd już nie planowałyśmy zwiedzania i siódmy dzień był możliwie najkrótszą drogą do domu. Po drodze wstąpiłyśmy do Hoorn na mały spacer i do sadu z czereśniami po świeże owoce i kawałek placka z wiśniami. 

Łącznie wyszło nam 480 km w tydzień. Jestem z nas mega zadowolona. Przeżyłyśmy, było fajnie i jeszcze fajniej było wrócić do domu!

Polecam taką rozrywkę każdemu. Jadłam milion kalorii dziennie i wróciłam do domu lżejsza odrobinkę ;)

16 lipca 2022 , Komentarze (10)

Siódmy dzień wyprawy rowerowej. W domu. Z 3kg czereśni kupionymi po drodze. Czarne I słodkie. Jak lubię.

Ukochany zrobił carpaccio z buraka i polędwicę wieprzową z pieczonymi ziemniakami. 


Obejrzeliśmy trochę filmów i seriali. Czas spać. Jutro wpadają znajomi. 

15 lipca 2022 , Komentarze (2)

Za nami ponad 400km. Do domu około 50km.

To już 6 dni w podróży rowerem wokół IJsselmeer. Jest dobrze. 

Jutro ostatni dzień. Ostatnie kilometry. 

13 lipca 2022 , Komentarze (5)

Vitalja wciąż wywala komunikat, o braku dostępu do serwera, więc nie będę ryzykować z milionem grafik, żeby się to straciło. Zostawiam więc ttlko podsumowanie.

Więcej szcsefkw u mnie na blogu. Zdjęcia, dużo zdjęć. Wpis z dnia 3 pojawi się jutro. Dziś dzień drugi. 

https://kolekcjonermarzen.wordpress.com/

12 lipca 2022 , Komentarze (7)

Drugiego dnia nie było etapów. Autobusu zastępczego. Ale i tak wyszło prawie 60km. To jeden z krótszych odcinków. 

Pierwszą noc spędziłyśmy w sypialni a la VW bus. W środku łóżko, dwa stołki i blat barowy. Zmieściliśmy wewnątrz cały nasz sobutek. Śpiwory się przydały. 

Zjadłyśmy rano śniadanie na campingu. Była kawiarenka wewnątrz domu jak i ogrodzie przylegającym. Jako, że poranek był mokry to wybraliśmy jedno z po jeszcze wewnątrz. Zjadłam naprawdę duże i pyszne śniadanie. 

Dalej ruszyłyśmy na południe. Szlak nakreślam sobie co rano, aby uzgodnić z Google co jest ciekawego do zobaczenia. Tym razem była to fontanna w kształcie ryby, czerwony klif, punkty obserwacyjne ptaków i bardzo urocze miejscowości Fryzji. 

Po drodze wjechałyśmy też na farmę mleczna, gdzie można usiąść w ogródku i zjeść domowe lody z sezonowymi owocami. Wybrałyśmy wiśniowe sernikowe. Przy okazji krowy wracały na dokarmianie do obory. 

Kupiłyśmy do posmakowania dwa soki. Też robione w domu. Jeden z melisy z cytryną a drugi z werbeny z cytryną. 

Domek, który wynajęłyśmy znajduje się na tyłach farmy. Obserwowałyśmy do późnego wieczoru, jak rolnik, chyba Bart który wpadł dać nam porzeczki, zbiera siano. Poszłyśmy spać przed 22, a Bart dalej pracował. Mamy łazienkę, więc wreszcie można było się umyć. Na campingu były prysznice, ale uznałam że wolę poczekać. Mamy dwie sypialnie więc spałyśmy w osobnych łóżkach. Uroki oszczędnego wyjazdu. 

Na śniadanie melon I kanapka z serkiem plus soki do smakowania. Wczorajszy jogurt pitny limonkowy bardzo nam smakował. 

© Bebio 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.