Nie bylo tak kolorowo, no ale tez bez dramy. Juz przed wyjazdem troche odpuscilam i w sumie na wakacje pojechalam z wypchanym brzuchem i 63,4(!). Na wakacjach jak to na wakajach, bylo mega duzo slodyczy ale nie bylo makaronu i pieczywa a pizza tez w mniejszych ilosciach niz mozna sie bylo po mnie spodziewac, wiec w zasadzie pozytywnie.
W nd mialam 64,1 - troche smutno ale z drugiej strony nadal uwazam ze nie tak zle. No i od razu wzielam sie za diete i ogarnianie siebie i dzisiaj jest juz 62,1. Jest serio przyzowicie.
Mam do zrzucenia 2 kg i mam na to miesiac. I po drodze tylko jakies drobne wypady i pokusy. Wydaje sie ze wszystko jest do ogarniecia. Wpadne tu jak osiagne moj nowy rekord - czyli zejde ponizej 61. Jak nie zrobie nic glupiego to mysle ze bedzie to po weekendzie.
DO BOJU!!!