Już dawno miałam napisać, ale jakoś się nie złożyło. Zawsze było coś ważniejszego do zrobienia, albo po prostu brak weny.
Przez te dwa tygodnie, gdzie odpuściłam pisanie, odpuściłam sobie też dietę, ale nastąpił cud bo waga w miejscu stoi. 86,9 kg. Tego się nie spodziewałam, ale jestem szczęśliwa. Od poniedziałku staram się trzymać już fason i dopuścić do sytuacji w której będę tak długo milczeć, bo jednak wtedy tracę motywację do działania. Nie czuję nad sobą żadnego bata.
Zaopatrzyłam się kolagen, ale póki co to go nie pije. Nie wiem jakoś nie umiem się przełamać. Cały czas powtarzam, że od jutra. I tak minął już prawie tydzień. Upały nie pomagają, jestem wtedy taka rozlazła. Muszę chyba stworzyć sobie tabelkę z dniami gdzie będę zaznaczać suplementację i treningi, do których też nie mogę się zmotywować. Ehhh