Po drodze ulewa nas złapała, zimno się zrobiło i wiatr taki, że białe grzywy na jeziorze się podniosły. A okolica tak piękna, że nie wiedziałam gdzie patrzyć 🤩. I przyroda - wzgórza Mazur Garbatych i wioski - poniemiecka zabudowa, czerwona cegła, a wszystko zadbane, kwiatki wszędzie.
Na miejscu niespodzianka - ktoś przesunął przyjazd i mamy mini mieszkanko. Malutkie, ale urządzone tak, że wszystko pod ręką, nowe, wygodne i poręczne.
Weranda, różne kwiaty dookoła, dwa psy i koty śpiące na poduchach w naszej altance.
Duży pomost i kilka innych osób, tak samo cichych jak my.
Zachwycona jestem!!!
Tylko ten wiatr, a nad jeziorem to już wichura! 😬
Więc od Puszczy Boreckiej zaczęliśmy. Ogromnej z uroczyskami, bardzo pofałdowanej i mokrej (komarów nie ma i meszek nie ma 😁, cud jakiś). Do zagrody żubrów zajrzeliśmy. Takie bardziej jak brązowe krowy wyglądały, nic z Króla Puszczy nie miały. Nieduże, wyleniałe, mało ruszające się.
Podjechaliśmy aż na brzeg mazur żeglarskich, płasko tam, tłumy ludzi, samochody i zapach smażonej ryby. Lody i krzyczące dzieci.
A wczoraj była wycieczka na północ (wiatr ucichł znacznie). Do najwyższej tu Góry Szeskiej. Ale wzgórza są wszędzie, wąskie kręte drogi obsadzone po brzegach starymi drzewami. Kolorowe łąki z przewagą maków. I czasami wielkie gospodarstwa, daleko od innych, że stertą krowiego gówna na podwórku.
Plan na dzisiaj - kajaki.