Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 59 lat, Wałbrzych

162 cm, 76.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 listopada 2015 , Komentarze (8)

Przechodząc na dietę odchudzającą, decydujemy się na dobrowolny odwyk. Odwyk od słodyczy, tłustego żarcia, słodkich napojów itp. Od wszystkiego co nam towarzyszyło od dziecka. Na zawsze??? że niby nigdy już więcej??? Nie, bo to raczej niemożliwe i niewykonalne. Często obiecujemy sobie, że odbijemy sobie po diecie, że jeszcze przyjdzie czas na słodkie, na tłuste, na śmieciowe. Kiedyś... potem... po osiągnięciu celu odchudzania. Wiemy jak to się kończy. Jojo i kolejna dieta. Myślę, że można temu choć troszkę zapobiec.

Według mnie na diecie powinno się grzeszyć.:D Nie mówię że codziennie, ale czasem tak nas ssie, taką mamy nieodpartą chęć na słodkie, na zakazane. Czasem nas nie rusza, ani słodkie, ani tłuste, a czasem... królestwo za czekoladę:), nieprawdaż?

 Nie cierpmy, nie męczmy się, tylko sobie pofolgujmy. Nie za często oczywiście, bo jakąś tam silną wolę w trakcie diety trzeba mieć. Mamy mimo wszystko schudnąć. Ale bez przesady. Kiedy organizm nam wysyła sygnał, że czegoś mu brakuje, posłuchajmy go. Może akurat brak mu tłuszczu w diecie i będzie się bronił przed odchudzaniem ze zdwojoną siłą? Może potrzebuje kopa w postaci słodyczy? Jeśli nie zaszalejemy za bardzo z tymi grzeszkami, nie będzie to miało znaczącego wpływu na odchudzanie. Jedna czekolada jeszcze nikogo nie zabiła :) Może efekt przyjdzie troszkę później, ale nas to tak psychicznie i fizycznie nie wykończy. Nie rzucimy się dzięki takim małym trickom, po zakończeniu diety, na wszystko czego sobie musieliśmy odmawiać. Bo hurra, już można. Nie będziemy wygłodniali, ani nadmiernie wyposzczeni.

Wiem, wiem, stabilizacja ma być lekiem na całe zło, ale zanim dojdziemy do stabilizacji musi minąć dość dużo czasu na restrykcyjnej diecie.

Post powstał na podstawie przemyśleń po wczorajszym wszamaniu dużej paczki chipsów. Nie dałam rady się powstrzymać, no nijak nie mogłam :) Waga dziś zasadniczo bez zmian, czyli nie zaszkodziłam sobie, a być może pomogłam.Tłuszcz w diecie jest potrzebny.

19 listopada 2015 , Komentarze (10)

Wydaje mi się że nie mają racji, ci którzy twierdzą, że codzienne ważenie jest błędem. Owszem waga sie waha i z dnia na dzień możemy przybrać, czy zgubić ok. 2 kg. Ale... jeśli sobie ustalimy np. cotygodniowe ważenie i akurat w ten dzień ważenia będzie zwyżka? Wyjdzie na to, że mamy cały tydzień w plecy, bo zamiast schudnąć, przytyłyśmy. No i na co te wyrzeczenia, ćwiczenia, pot, krew i łzy? Bo wtedy nie myśli sie o tym, że to chwilowy wzrost, ale o tym, że przecież cały tydzień sie starałam i co? Do doopy z taką robotą i dół murowany.

Jednak to codzienne ważenie ma więcej plusów, według mnie oczywiście. Bardziej motywuje do działania, bo trzyma się rękę na pulsie.

A mnie od wczoraj 1,1kg mniej :D

18 listopada 2015 , Komentarze (4)

Zjadłam wczoraj drożdżówkę,  poprawiłam bananem i tyle na ten temat. Miałam mega doła z powodu wzrostu wagi i cały dzień w związku z tym do dupy. I to nawet nie, żebym miała nieodpartą chęć zgrzeszyć, raczej na zasadzie, na złość mamie odmrożę sobie uszy. Głupota totalna. Ale doły żądzą się swoimi prawami. Dobrze, że choć poćwiczyłam jak co dzień i się opiłam wody, nie zawalając całkiem diety.

Dziś już lepiej. Pół kilo mniej na wadze, to i rogal na buzi:). Zmieniłam też plan diety o sto kcal na plus, czyli zgodnie z ppm, znaczy 1400kcal dziennie. Po osiemnastej mam dostać nowy jadłospis, zobaczymy jak i co się zmieni. Tym razem będę miała, zamiast jednej opcji- siła błonnika, opcje mix ,czyli trzy warianty diety w jednym. Może mi to bardziej posłuży, bo błonnik zapchał mi jelita i bezskutecznie walczę z zaparciami.

Poleciałam do apteki, żeby kupić odchudzająco-oczyszczające herbatki, ale niestety to czego chciałam nie było. Kupiłam zatem wspomagacze trawienia z tego co było dostępne

 i działam dalej.

17 listopada 2015 , Komentarze (11)

Pisałam ostatnio, że mam problemy ze snem. Po tabletkach nasennych tyję, więc wzięłam lek ziołowy. W składzie melisa, korzeń kozłka, magnez i vitB. Samo zdrowie.

Spało mi się wyśmienicie, ale rano przeżyłam szok. Na wadze aż o 700g więcej.(szloch)Kolejne nadprogramowe gramy, które w chwili obecnej są już prawie dwoma kilogramami. Jeszcze chwila, a dobije do wagi początkowej z paska, masakra.

Przekopałam internet i znalazłam winowajce- melisa, bingo.

"melisa ma właściwości uspokajające. Poza tym spowalnia przemianę materii. Więc gdy zastanawiasz się jak przytyć, sięgnij po filiżankę melisy."

Zamiast dwóch kapsułek, wzięłam wieczorem dla pewnosci trzy. No i się narobiło.

16 listopada 2015 , Komentarze (6)

Mam dylemat. Wyspać się , czy schudnąć? oto jest pytanie!

Od paru dni męczy mnie bezsenność, a właściwie to problem z zasypianiem. Zespół niespokojnych nóg i wrzody żołądka, tak mi ochoczo umilają czas przed zaśnięcie.  No nie da się zasnąć, nie da się! Wstaje, chodzę, patrzę na zegarek, kładę się, kręcę, wierce, wstaje i tak w kółko, dobre dwie godziny. Pewnie gdybym coś zjadła minąłby ból żołądka, ale przecież jestem na diecie, więc trzymam sie dzielnie, mimo że ssie.

W ruch poszły zatem tabletki nasenne. Cudownie działające i pozwalające odetchnąć po wieczornej walce o zdrowy sen, ale... mają jedną, zasadniczą wadę. Tyję po nich. Co rano jest mnie o 400g więcej. Napisane jak byk w ulotce, że się po nich tyje, wiec nie ma bata, przybieram na wadze.

Dziś już chyba wybiorę bezsenność, bo mimo starań i trzymania się diety, nie o to chodzi, żeby tyć. Choćby miała być to tylko woda, to strasznie mnie dołuje widok dodatkowych kilogramów na wadze :(

15 listopada 2015 , Komentarze (2)

Kupiłam jakiś czas temu lampkę z czujnikiem ruchu. Mąż mi ją zamontował, wedle życzenia, w kuchni.  Fakt, że ona czasem żyje własnym życiem, ale generalnie się sprawdza. Włączam ją zwykle wieczorem, żeby niepotrzebnie nie zapalać dużego, górnego światła. Kiedy mam ochotę zgrzeszyć przypadkiem, po kolacji i udaje się z tym zamiarem do kuchni, lampka mnie wyczuwa z pewnej już odległości i krzyczy:

- a kuku! Widzę cię! Idziesz zgrzeszyć? Mamy cię!

Na co ja:

-ależ skąd, kierunki mi się pomyliły...

I wracam skruszona do swojej norki, gdzie posłusznie pije wodę, żeby zagłuszyć ochotę na słodkie. Po omacku bym znalazła moje suszone owocki, a tak to nie ma jak ;)

 Ta mała, wredna bestia kosztowała niecałe 15 zł i zaczynam się cieszyć, że ją mam.

15 listopada 2015 , Komentarze (6)

Odkryłam super sprzęt do modelowania ciała. Właściwie to odkopałam, bo gdzieś mi się ukrył kiedyś.

 Nie lubię typowych ćwiczeń, brzuszków nie mogę, inne mnie nudzą i okrutnie męczą. Co innego hula hop, czy wspomniana już agrafka.

Uda mam grube, więc wyszczupli, biust mam mały więc powiększy:D Cudo moje zapomniane wraca do łask. 

Nie wiem tylko jak to zastosować, żeby jeszcze tłuszcz z brzucha zszedł, hmm ?

14 listopada 2015 , Komentarze (6)

Od rana mnie ssało. Mimo zjedzenia dwóch śniadań, ssało mnie koszmarnie. I mimo, że to był serek z dżemem, więc słodkie i mój ulubiony jogurt z musli, nie najadałam się. Nie pomagało picie wody. Nie pomagało wymyślanie sobie zajęć, zresztą i tak się nie umiałam na niczym skupić. Hula hop mi co rusz spadało, w brzuchu burczało. Myśli o nadchodzącej uczcie , chyba tak na mnie podziałały. Perspektywa rychłego pochłonięcia „normalnego” żarcia, nie dała się niczym zagłuszyć. Czułam się pusta, jakbym tydzień nie jadła. Od paru dni obiecywałam sobie pizze i mi to psychikę zryło dokumentnie.

Odliczanie… jeszcze dwie godziny, jeszcze godzina… do złożenia zamówienia. Potem czekanie na dowóz i coraz większy głód, niemal stres. Masakra, napięcie rośnie, jak w jakimś horrorze. Rozdrażnienie, pobudzenie, jak u narkomana czekającego na działkę.

Nareszcie jest…moja pizza. Co za szczęście, ten aromat, ten smak, mmmmniam.  Pierwszy gryz… Ulga i euforia. Prawie jak orgazm.;)

Nie wiedziałam, że aż tak byłam wyposzczona, że jedzenie może aż tak uszczęśliwiać.

Dwa kawałki z sosem czosnkowym. Drugiemu ledwo dałam rade, ale nie wiadomo kiedy znów się zdarzy, więc lepiej się najeść na zapas.:D

Jestem przeszczęśliwa i gotowa do dalszej walki z nadprogramowymi kilogramami. Grzechom kategorycznie mówię, stop! nie! ani mi się waż!

 Do następnego tygodnia przynajmniej.:) Jeżeli ten system zadziała, będę grzeszyć regularnie. Chwilowo jestem szczęśliwa, syta i odporna na pokusy.

 

13 listopada 2015 , Komentarze (7)

Spacer zaliczony, 3,3km. Do Biedronki i z powrotem, na piechotkę i po górkę (powrót) Spociłam sie jak mysz, a według wskazań aplikacji spaliłam tylko 190kcal. No dobre i to, wieczorem na bieżni spale drugie tyle ;)

Wszystko ładnie, pięknie, ale moje dzisiejsze kontrolne ważenie zwaliło mnie z nóg, bo przytyłam w tym tygodniu 400gram. Porażka. Gdzie jest moje obiecane gubienie tygodniowo 0,9kg? Zastój przeczekałabym cierpliwie, ale wzrost wagi? Oddala sie wizja ujrzenia szóstki z przodu do końca roku, właściwie do świąt, bo w święta wiadomo :) dyspensa.

Napisałam do dietetyczki, ciekawe czy coś wymyśli, co by mi pomogło w moich zmaganiach. Diety oczywiście nie przerywam, ani aktywności fizycznej, tym bardziej. Chciałabym jednak widzieć jakieś spektakularne efekty. Nic tak nie motywuje jak spadki wagi.

12 listopada 2015 , Komentarze (1)

Szukam odpowiedniej dla siebie formy ruchu, żeby nie był to tylko spacer. Dziś porwałam się na Skalpel, Ewy Chodakowskiej. Niestety, starość nie radość. Ćwiczenia nieskomplikowane, ale mój zakres ruchu jest ograniczony. Strzelały mi stawy, a po ćwiczeniach w półprzysiadzie, wysiadły kolana. No trudno, przecież nie będę ćwiczyć kosztem zdrowia. Nie wszystko się nadaje dla osób w moim wieku.

Zumba niestety też odpada, ale ćwiczę sobie dość statyczny kawałek znaleziony na youtube  moja zumba.   

Na razie skupiam się na krokach, kręcenie bioderkami przyjdzie z czasem :)

Mam jeszcze w planach próbę ćwiczeń callanetics, ale to już nie dziś. Dziś czeka mnie jeszcze bieżnia, a zaliczone mam kilkukrotne w ciągu dnia, podejścia do kręciołków hula-hopem. Boczki skutecznie poobijane, może w obwodach coś zejdzie, bo z wagi nie spada nadal.

Dzisiejsza dieta zaliczona bez grzeszków, wody 2,70l też dam rade dziś wchłonąć, bo już tylko trzy szklanki do celu zostały.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.