Hej dziewczyny. Właściwie od jakiegoś roku uczęszczałam na terapię i poniekąd ona mi pomagała. Nie czułam, że radykalnie zmienia moje życie - ale przynosiła ulgę i jakieś tam postępy.
Moja terapeutka przeszła na wcześniejszą emeryturę i poleciła poszukać mi kogoś "na miejscu". Dotychczas wszystkie sesje odbywały się online.
Zrobiłam sobie przerwę, nie byłam przekonana. Głównie kwestie finansowe mnie zniechęcały.
Jednak po sytuacji z porodem siostry, historii z mamą i jeszcze telefonami rodziny- popadłam w ciąg słodyczy.
Kilka dni jadłam tylko słodycze i czułam się bardzo podle. Wzięłam sobie nawet kilka dni urlopu.
Czytałam książkę o rewolucji glukozowej i zaburzeniach odżywiania - jedząc ciastka i chipsy!
Rezultat? + 2 kg i jeszcze gorsze samopoczucie niż wcześniej.
To jedzenie to wcale nie jest metoda na radzenie sobie z emocjami. Nie pozbywam się wtedy stresu, lęku czy smutku. Wręcz przeciwnie gdy tak się objadam, to dochodzi mi więcej problemów. Logicznie nie ma to sensu.
Nauczyłam się w ten sposób radzić z emocjami już odkąd byłam dzieckiem, teraz nadal kontynuuję ten nawyk i gdy tego nie robię to nawet tęsknie za tym.
Siedziałam w poczekalni w jedynym dresie w którym czuje się jeszcze komfortowo i rozmyślałam o wcześniejszej wizycie u psychodietetyka.
Pierwsza wizyta u nowej terapeutki rozwaliła mnie na łopatki! Od razu przeszłyśmy do pracy i robiła ze mną takie rzeczy, jakich nigdy nie robiłam sama ze sobą.
Uczy mnie od postaw pozwalać sobie przeżywać emocje i je poznawać. Czuję, że jest to przełomowe.
Mam taki głupi zwyczaj, że gdy tylko dochodzi do mnie smutek czy żal, to zaczynam się mimowolnie uśmiechać i gram twardzielkę. Od zawsze musiałam być twarda, nie mazać się, dorosnąć natychmiast i na nic nie narzekać. + być niewidzialna i nikomu nie przeszkadzać.
Okazało się, że w ogólne nie mam ze sobą kontaktu.
Jak tylko zaczynam coś czuć co nie jest pozytywne, to odwracam od tego uwagę i odcinam się.
Wtedy jem, pracuję, sprzątam, przeglądam internet itp.
Minęły dopiero 2 wizyty, a ja czuję, że zrobiłyśmy więcej niż przez rok wcześniejszej terapii.
Równocześnie przeraża mnie, że tak bardzo się myliłam. Myślałam, że ze mną świetnie i w ogóle genialnie sobie radzę z emocjami i kontrolowaniem się.
Tymczasem, to źródło problemu - samo jądro - było nie tknięte. Zbudowałam ładny mur obronny na około niego i jeszcze ozdobiłam go kwiatkami.
Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie schudnę, jeśli nie zaopiekuje się sobą w tej kwestii. Jedzenie zastąpiłby alkohol lub coś innego, co skutecznie odwracałoby moją uwagę od siebie i swoich przemyśleń oraz uczuć.
Aha no i zrobiłam bardzo zawansowane badania i wyszły mi bardzo dobre, z wyjątkiem podwyższonego cholesterolu. USG brzucha i gastroskopia wykazały, że po operacji wszystko wspaniale.
Najbardziej mnie zdziwiło, że jedząc tyle słodyczy mam dobre wyniki związane z cukrami i insuliną. Zabawne było jak system sam na wynikach wydrukował rady do każdej kategorii i mam
cytuję:
"Kontynuować zdrową dietę. Nadal utrzymywać ograniczanie cukrów prostych i dbać odpowiednią ilość ruchu".