Było… no brak słów.
Nie wyobrażam sobie kompletnie jak można siedzieć na koncercie na trybunach.
Jestem stara baba, ale dla mnie koncert to tylko płyta. Gdzie ludzie drą ryja, skaczą, śpiewają. Uwielbiam ten tłum, hałas. Taka energia, że po całym dniu człowiek zaczyna czuć, że żyje.
Zostawiłam samochód na parkingu przy PGE rano. Przy samym wyjeździe. Potem poszłyśmy do Złotych Tarasów połazić, zjeść coś i odetchnąć w klimatyzacji. Nie bez problemów ogarnęłyśmy wreszcie dojazd pociągiem z Śródmieścia - ani żadnych rozkładów jazdy, ani informacji o peronach itp. Masakra. Kilka pociągów przepuściłyśmy zanim córka zrobiła zdjęcie z środka pociągu z wypisanymi stacjami. Pała, Warszawo, za burdel i brak informacji.
Więc dojechałyśmy tak grubo po 15:00, zostawiłyśmy plecaki w samochodzie i poszłyśmy koczować w kolejce do bramki. Wzięłam sobie czytnik książek i ciężkiego powerbanka, myślałam, że przed otwarciem bramki (o 17:00) spokojnie odniosę to do samochodu, ale kicha. Kolejka weszła za barierki i zrobiło się tak gęsto, że gdybym wyszła, to już bym nie wróciła. A musiałam być z córką, bo ona miała bilety na telefonie, a screenów nie akceptowali.
Udało się wbić blisko sceny, ale to akurat niekoniecznie było dobre, bo na tym koncercie na scenie niewiele się działo. Dan chodził praktycznie cały czas po wybiegu, albo między ludźmi takimi kanałami.
Ale mam kilka fajnych zdjęć i nagrań, kiedy śpiewał wprost do nas ❤️.
Ogólnie koncert zaczął się o 20:15, wcześnej był support, ale oni mieli kiepskie nagłośnienie i w ogóle jakoś niezbyt mi się spodobali. Natomiast Imagine Dragons to był sztos i mega widowisko. Prócz muzyki, to efekty niesamowite.
Kilka fotek z koncertu:
Wczoraj był drugi koncert i pewnie poszłybyśmy jeszcze raz, ale córka musiała wracać do pracy.
W sierpniu jedziemy ba Eda Sheerana do Wrocławia. Też oczywiście płyta. Ale Dragonsy dobrze znam, a Eda tak po łebkach.