Bardzo rzadko zdarzają mi się doły, ale ten dzisiaj jest jakiś koszmarny.
Nie pomogły nawet zazwyczaj stosowane tricki.
W ramach drugiego śniadania postanowiłam zjeść ciastko, a raczej dwa, właściwie to chciałam zjeść cztery, ale na dwóch poprzestałam. Po tiramisu i innym kremowym cudzie nie miałam jeszcze dość słodkości, a że byłam na mieście stwierdziłam, że czemu by nie odwiedzić kolejnej cukierni i się nie posilić jeszcze dwoma tortowymi smakołykami. Tak mam zryty beret dietowaniem, że nawet zgrzeszyć porządnie się nie da. Odpuściłam.
Potem miałam w planach odwiedzić Lidla, bo upatrzyłam sobie w ofercie śliczną jeżynową tuniczkę. Niestety obrazek co innego, a realny wygląd ciuszka odwiódł mnie zdecydowanie od pomysłu zakupu. Cienkie to było, prześwitujące i pozaciągane na dodatek. No trudno.
Został jeszcze rossmann. Miałam kupić tylko kolor na włosy, ale na tym się nie skończyło.
doszła jeszcze szminka, krem pod oczy i czerwona herbata :)
Po dzisiejszej rozmowie z rehabilitantem, postanowiłam reanimować moją piłkę do ćwiczeń i wcielić w życie pomysły jakie mi mój masażysta podrzucił. Mogę robić brzuszki na piłce, bez szkody dla kręgosłupa.
Ona jest duuża, choć na zdjęciu na taką nie wygląda.
A i jeszcze z nowości... zmieniłam plan diety z 1400 na 1500 kcal. Bo nadal mam zamiar korzystać z proponowanych przez Vitalie jadłospisów. Skoro już nie dieta odchudzająca, to przynajmniej stabilizacje zrobię.
A teraz mykam na poobiednią drzemkę, może to mi humor poprawi.