Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chyba pora coś zmienić bo cukrzyca puka do drzwi...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8913
Komentarzy: 67
Założony: 13 stycznia 2025
Ostatni wpis: 19 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tetania

kobieta, 34 lat, Tak

172 cm, 68.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 lipca 2025 , Skomentuj

Dzień jak zwykle za szybko zleciał i za mało na wszystko czasu. A nawet nie miałam drzemki. Poćwiczyłam dziś na orbitreku i to dwa razy, bo rano ok. 20 min i pod wieczór 30 min. Zrobiłam też 15 minutowy trening siłowy na ręce. Ciężko mi się zmusić do ćwiczeń bo jest bardzo gorąco. Ale kalorie się same nie spalą, a jeść się chce. 

Idę, bo zasypiam na siedząco.

30 czerwca 2025 , Skomentuj

Dzisiaj spróbowałam się zdyscyplinować bo dawno nie ćwiczyłam siłowo. Zrobiłam trening 15 min z hantlami, więcej mi się nie chciało... Dobre i to... Gorąco jest. Pochodziłam potem na orbitreku ze 40 min do Kanapowców. 

Mąż wychodząc do pracy odkrył, że mam na nodze kleszcza. Niestety już wbitego w skórę i opitego krwią. Szybka akcja usuwanie. Został mi niewielki rumień i opuchlizna w tym miejscu. Nie wiem jakim cudem się ten kleszcz przypałętał, wczoraj faktycznie chodziliśmy po lesie, ale po powrocie do domu się umyłam i żadnego stwora nie widziałam... Może gdzieś się schował w ubraniu i zaatakował nocą, nie wiem czy kleszcze mogą przeskoczyć np. metr z krzesła na łóżko. 

Nigdy nie miałam wbitego kleszcza, tylko łaziły mi po skórze. A teraz takie coś. Może się schizuję, ale czuję jakby bolały mnie mięśnie i stawy i lekko drapało w gardle. Chyba zamówię sobie czystek... I coś odstraszającego to dziadostwo. Ech. 

28 czerwca 2025 , Komentarze (2)

Tak przeczuwałam nieśmiało, że chyba coś schudłam, bo od paru dni czuję nieznany dotąd luz w okolicach brzucha... Cały czas macam ten brzuch z niedowierzaniem i zastanawiam się, gdzie on jest... I nawet zakładając obcisłe spodenki, ze zdziwieniem stwierdziłam, że w pasie są teraz dobre, a nie obciskają... No i mam - ważę 68,45 kg! Czyli zeszło porządnie, bo 0,9 kg. Dawno nie miałam tak dużego progresu, więc się cieszę. Pora teraz przyzwyczaić się do nowej wagi i dalej cisnąć.

Czy to moc arbuza? Raczej nie. Dostałam okres i ostatni tydzień nie przekraczałam dziennie 1800 kcal. Ale arbuz będzie w mojej diecie nadal. Oczywiście, jako dodatek, a nie główny posiłek.

Ciekawostka: rok temu o tej porze ważyłam 71 kg. Też się odchudzałam, ale nie miałam takich hamulców na słodycze i jadłam normalnie pieczywo. Trudno mi było przez to wytrwać na diecie, miałam napady głodu i waga skakała. Potem przed urlopem przycisnęłam głodówkami i udało mi się w 3 tygodnie zejść do 67 kg, ale ta sylwetka nie była wcale fajna. To nie było takie prawdziwe schudnięcie z tłuszczu. A waga oczywiście bardzo szybko wróciła na 69 kg. W tym roku mam szansę zejść jeszcze niżej i bardzo bym chciała stracić jeszcze te 3-4 kg do urlopu. Motywuje mnie to, że w szafie leżą trzy pary fajnych spodenek, które na ten moment jeszcze są trochę za ciasne. Znaczy wejdę w nie i zapnę, ale jest niekomfortowo. Jeszcze trochę trzeba zlecieć z tego tłuszczyku.

27 czerwca 2025 , Skomentuj

Dzisiaj wietrznie i deszczowo, więc odkurzyłam orbitreka. Zaczęłam oglądać od nowa ostatni sezon Kanapowców. Dziwnie się to teraz ogląda, jak wie się, jak na koniec się zmienili. 

Wczoraj byliśmy z mężem na grillu i trochę zaszalałam. W sensie zjadłam 3,5 kiełbasy. Bardzo się objadłam, właściwie to mogłam przestać jeść wcześniej bo już mi nie smakowało. Tylko czułam, jak okropnie słona jest ta kiełbasa. Pierwszy raz jadłam grilla bez żadnego pieczywa, zawsze jadłam więcej bułek niż kiełbasy.

Odkryłam też serię świetnych skyrów w biedronce. Wiśnia w czekoladzie albo pomarańcza w czekoladzie. Szkoda tylko, że w najbliższej biedrze ich nie ma. Będę musiała jechać zrobić zapasy. Mąż jadł sobie loda na patyku w czekoladzie, a ja skyr i nie czułam żalu, bo w smaku był świetny. Podejrzewam, że jakbym spróbowała teraz zwykłego loda to skręciłoby mnie od tego mocno słodkiego smaku.

A i zatęskniłam za arbuzem. Już wczoraj miałam na niego ochotę, po tej słonej kiełbasie. Ale nie chciałam rozkrajać, bo to cały duży owoc. Dzisiaj jednak go pokroiłam na kawałki i 1/4 zjedliśmy a resztę schowałam do lodówki. Mam nadzieję, że nie straci mocno na smaku.

25 czerwca 2025 , Skomentuj

W początkowych założeniach miałam być na diecie arbuzowej 3 dni. Ale moje oczy i trzustka zaczęły protestować. Dziwne, bo według fitatu nie przekroczyłam dawki cukru - zjadłam 243 g a granica do 295. Jednak mój organizm nie podołał. Już pod wieczór siadło mi na oczy że widziałam wszystko zamazane i pozostało mi jedynie pójść spać. Wcześnie jak na mnie bo o 22. No i spałam prawie 9 godzin, jak kamień. O dziwo nie budziłam się w nocy na siku, czego się obawiałam po takiej dawce arbuza. Rano obudziłam się nawet... odwodniona. Pragnęłam soczystego arbuza i zjadłam pół kilo na śniadanie. Jeszcze myślałam, że pociągnę dietę.

Ale potem znowu mi się rzuciło na oczy i czułam się dziwnie. Ech. Postanowiłam przerwać eksperyment. Na obiad ugotowałam sobie młodą kapustę z piersią z kurczaka. Była pyszna i sycąca. Ugotowałam wielki gar, będzie na parę dni. Nie żebym wchodziła teraz na dietę kapuścianą - chociaż tak mi smakuje ta kapusta, że będę ją chyba jeść codziennie aż mi się nie znudzi. 

Na kolację zjadłam znowu arbuza, ale dziwnie już smakował. Została mała resztka i chyba ją wyrzucę. Nie trzymałam arbuza w lodówce, bo z lodówki mi nigdy nie smakuje. Od wczoraj rano rozkrojony leżał sobie na stole w kuchni. 

Zjadłam też sałatkę z fetą i - zgroza - chipsy chili limonka 60 g. Łącznie niecałe 1700 kcal dziś, ale nie jestem głodna.

Wniosek jest taki, że mój organizm nie toleruje cukru. Wcześniej na diecie nigdy nie przekraczałam 200 g, jadłam w okolicach 150-170, bliżej tej dolnej granicy. Wrócę do tego, bo tak najlepiej się czuję.

Muszę też wrócić do picia oleju z czarnuszki, żeby zbijać histaminę. Oraz go wykorzystać, bo jest ważny do końca czerwca, a zostało z pół butelki. Szkoda mi go wyrzucać, bo był drogi, pewnie będę piła przeterminowany.

Szkoda w ogóle się ograniczać do samego arbuza, gdy teraz jest wokół tyle pysznych rzeczy... Kapusta, czereśnie, pomidorki. To chyba pierwszy rok, w którym nie mogę się nacieszyć warzywami i owocami. Lato wcześniej kojarzyło mi się bardziej z poluzowaniem pasa i kubłem lodów codziennie. Teraz chcę korzystać z dobrodziejstw sezonu.

24 czerwca 2025 , Skomentuj

O tej diecie już myślałam lata temu, bo słyszałam, że oczyszcza nerki. Ale jakoś nie mogłam się za nią zabrać. Wizja jedzenia samych arbuzów przez cały dzień jest nazbyt przerażająca. Więc zmodyfikowałam ją trochę pod siebie.

Co dzisiaj jadłam? Na śniadanie arbuz, 4 ciastka sante kakaowe + białko grochowe kakaowe z mlekiem owsianym. Obiad: arbuz, białko, 50 g nachosów o prostym składzie, z samą solą. Na kolację sałatka - arbuz, feta, cebula czerwona, 40 g nachosów i ciastka owsiane. Wypiłam też dwie kawy z cykorii z mlekiem owsianym. Łącznie zjadłam dziś około 1,5 kg arbuza.

Po co to robię? Miałam potrzebę zresetowania się po powrocie od rodziców. Oczyszczenia z tych wędlin i innych rzeczy, po których spuchłam jak bania. Zadziałało, moja twarz nie wygląda już jak księżyc w pełni, a brzuch jest bardziej płaski i ogólnie czuję się mniejsza. 

Minusy: gazy i moczopędność. I czuję się jakaś senna. Ale przed okresem i tak się tak zawsze czuję. Okropnie zmęczona.

I nie jest to żadna głodówka ani monodieta, bo dobiłam dziś do 1750 kcal.

Nie ukrywam, że chciałabym zobaczyć w końcu spadek na wadze. Już cały miesiąc bujam się z wagą 69 kg. A ładnie ćwiczyłam i trzymałam dietę do wyjazdu do rodziców. Jestem ciekawa, czy coś ruszy dzięki tym arbuzom. 

23 czerwca 2025 , Komentarze (2)

Długi weekend spędziliśmy u moich rodziców. Mama gotowała tyle jedzenia, jak na jakieś święta, codziennie z obiadu coś zostawało na następny dzień i tak w kółko. Obiady mięsne z sosami, surówkami, młodymi ziemniakami. Ciasta oczywiście zrobiła, sernik i biszkopt z galaretką i kremem kremówkowym... No po prostu nie było jak liczyć kalorii. Jadłam tyle, ile chciałam, nie jadłam tylko chleba i mącznych spodów od ciast. Spróbowałam nawet cukierka dubajskiego, który rozczarował mnie swoim płaskim smakiem. Jednego dnia wjechała na stół bombonierka 40 czekoladek w różnych smakach i przez wiele godzin biłam się z myślami, czy wziąć czy nie... W końcu po przeanalizowaniu, które smaki ciekawią mnie najbardziej, wybrałam dwie i okazały się obrzydliwe. Nadziane jakąś brązową sztuczną masą i smakowały dokładnie tak samo, chociaż miały inaczej. Zęby mnie jeszcze od nich rozbolały.

To poluzowanie diety skończyło się tak, że jak wróciliśmy do siebie, pojechaliśmy do KFC po kubełek skrzydełek... Wzięłam jeszcze jakiś ryż ze stripsami do tego. Ryż był niedobry, mięso dobre tylko do czasu, bo po paru sztukach poczułam się struta i czułam tylko zapach starego oleju.

Czy żałuję? Nie, bo uświadomiłam sobie, że już mi takie żarcie nie smakuje. Słodycze rozczarowały mnie płaskim smakiem, a po KFC czułam się ociężała. Dzisiaj serio z radością i ulgą wróciłam do swojego normalnego jedzonka - na śniadanie skyr, kiwi, gorzka czekolada, trochę nachosów, na obiad młoda kapustka z papryką i kurczakiem, na kolację czereśnie, sałatka z fetą i pistacje. O wiele lepsze i smaczniejsze jedzenie, i co ważne, zdrowsze. Zjadłam niecałe 1800 kcal i byłam najedzona. 

A waga? Ku mojemu zdziwieniu zwiększyła się tylko z 69,2 na 69,35 kg. Nie chce mi się jej aktualizować. Jestem 3 dni przed okresem. Ale czuję się mega podlana wodą, napuchnięta, brzydka przez obrzęk na twarzy... Mam jeszcze trochę do zrzucenia. W tym miesiącu wiem, że nie osiągnę już tych 65 kg, ale może w przyszłym się uda. Czas zakasać rękawy...

18 czerwca 2025 , Komentarze (2)

Poćwiczyłam na orbitreku i na twisterze. Na twisterze jakieś 10 minut wytrzymałam. Poczułam mięśnie brzucha i myślę, że taki sprzęcior może coś dawać.

Z dobrych wiadomości: zmieściłam się w stanik sportowy, który kupiłam rok temu ważąc ok. 67 kg i dotąd był za ciasny. Założyłam też pierwszy raz bluzkę, która jest zwężona w talii. Wcześniej jej nie nosiłam, bo za bardzo odznaczał się brzuch.

Mimo tych pozytywów nie udało mi się dziś utrzymać deficytu (weszłam na zero - zjadłam 2100 kcal). To przez problemy jelitowe. Myślałam, że jak zjem więcej, to coś ruszy. Wypiłam dwie kawy z cykorii i nic. Czuję się przez to struta. 

16 czerwca 2025 , Skomentuj

Dzisiaj ciężko jakoś. Załączył mi się odkurzacz i niebezpieczne fantazje o jedzeniu. W zasadzie już pogodziłam się z tym, że skończę z paczką ciastek sante owsianych kakaowych na kolację. Ale potem zrobiłam trening, spociłam się strasznie i jakoś się udało mi się w ogóle nie tknąć ciastek. Za to zrobiłam sobie na kolację pyszną sałatkę (pół opakowania rukoli, 50 g szynki, łyżeczka majonezu i łyżka skyru, koperek, cebulka, pomidorki koktajlowe), do tego pistacje i tortille. Kończę dzień na 1950 kalorii... Dużo... Ech.

Dziwi mnie ten głód, bo jem 4 posiłki dziennie, z czego 3 są sycące i jem od paru dni dużo białka (120-130 g dziennie). Nigdy tyle białka nie jadłam, a na redukcji zalecają nawet 2 g na kilogram masy ciała. Że niby syci. No ja tego jakoś nie odczuwam. Chyba wytnę drugie śniadanie i wrócę do 3 posiłków bo już nie mam pomysłu co tu się dzieje z moim organizmem.

A i dziś przypomniałam sobie że mam coś takiego jak twister i trochę się na nim pokręciłam. Bo hula hop to narzędzie tortur. Raz poćwiczyłam i poobijał mi tak ciało, że nigdy więcej. Twister niby pomaga wysmuklić talię, więc będę go testować. 

Od jakiegoś czasu czaiłam się też na stepper. Taki schodek, że wchodzisz i schodzisz. Ale jak zobaczyłam w sklepie cenę (150 zł???) to pomyślałam, że szkoda mi kasy, zwłaszcza że nie wiem, czy będę go używać. No ale od czego jest inwencja twórcza: odkryłam dziś, że na stepper świetnie się nadaje pudełko moich mat do blokowania swetrów bo ma wysokość 10 cm i można na to spokojnie wchodzić i schodzić jak maty są w środku. Więc trochę sobie tak pochodziłam i schodziłam. Chciałabym wzmocnić mięśnie ud i pośladków, bo mi zmalały. Całe ciało jakieś takie rozmiękczone, sflaczałe i lata... Boleje nad tym, że nie jestem gruszką, bo one nawet przy wyższej wadze wyglądają dobrze. A jabłko? Chudnie wszędzie, tylko nie na brzuchu, a jak zacznie wreszcie spadać tłuszcz z brzucha, to jest się już deską. Ja chciałabym być klepsydrą, ech. Mój brzuch obecnie ma konsystencję surowego ciasta drożdżowego, ale uparcie się trzyma i nie chce zniknąć.

15 czerwca 2025 , Skomentuj

Dzisiaj było ze 30 stopni. W takie upały żałuję, że mam nadal za dużo tkanki tłuszczowej. Od jakiegoś czasu zauważam coś dziwnego: jest mi ciągle gorąco. Jest to dziwne, bo zawsze byłam zmarzluchem. Nawet w chłodniejsze dni gdy ludzie chodzą w bluzach i kurtkach, ja chodzę na krótki rękaw jak mój mąż z nadciśnieniem. Może też mam nadciśnienie? Albo jakaś niedoczynność tarczycy, ale to raczej bym marzła, a nadczynności na bank nie mam bo objawy nie pasują. Jest to trochę niepokojące i nie wiem, z czego wynika.

Mój mąż dzisiaj był na maratonie rowerowym i zrobił 220 km. Ja zapewniłam sobie ruch orbitrekiem i zrobiłam trening siłowy. A tak poza tym prawie cały dzień robiłam na drutach... Dałam drugą szansę włóczce Bomull Lin. Kupiłam ją, bo w składzie ma len i bawełnę i jest polecana na lato. Ma też bardzo ładne kolory jak dla mnie. No i jakiś czas temu wydziergałam z niej bluzkę, po czym gdy już była prawie skończona, założyłam. I od razu zdarłam z siebie, bo gryzła niemiłosiernie. Stwierdziłam, że co najwyżej torbę z niej zrobię. Poczytałam jednak, że len mięknie w miarę kolejnych prań. I postanowiłam, że dam tej włóczce kolejną szansę. Znalazłam inny wzór i robię na większych drutach niż zalecane (6, a wcześniej na 5). Robótka jest luźniejsza i wydaje się mniej drapać. I szybko idzie na grubych drutach, już mam 1/3 bluzki zrobioną. Byłoby 1/2 nawet, jakby nie to, że źle dobrałam rozmiar (za duży) i musiałam część spruć. Jestem strasznie ciekawa, jaka będzie po praniu.

© Bebio 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.