Na szczęście prognoza się nie sprawdziła. I mogłam skorzystać z pięknej pogody. Zrobiłam sobie godzinny spacer. Orbitrek dziś symbolicznie, 20 min. Łącznie mam spalone 480 kalorii aktywnych.
Uzależniłam się od owoców sezonowych... Skończyły mi się, więc poleciałam do biedry.
W ogóle wszędzie widzę artykuły, że owoce sezonowe są takie drogie, a w biedrze same promocje. Kupiłam agrest 250 g za 5 zł, winogrona 300 g za 3 zł, borówka 300 g za 9 zł. Mi to starczy na trzy dni. Rok temu latem nie kupowałam w ogóle owoców. Kupowałam lody na patyku. Widziałam, że teraz kosztują 5 zł za sztukę około. A ja potrafiłam jeść dziennie takich dwa. Wnioski nasuwają się same.
A porzeczka czerwona widziałam że droga - 7 zł za małe pudełeczko. Za to na działce teściów rośnie i nikt nie zrywa. W pełni eko, bo nic z tym krzakiem nie robią. Sam sobie rośnie i daje piękne owoce.
Upiekłam ciastka owsiane z płatków, oleju kokosowego, jajek i odrobiny cukru. Skończyły mi się te sante kakaowe. Ostatnio jadłam je codziennie do kawy na śniadanie. Kawy z cykorii, bo zwykłej od ponad miesiąca nie piję.
Jem pyszną kolację. Zrobiłam sobie sałatkę z rukoli, fasoli czerwonej z puszki, tuńczyka w sosie własnym i czerwonej cebuli. I łyżeczką majonezu lekkiego. Zamknę się dziś w 1750 kcal.